pomimo tylu wieków zamkniętych klamrą czasu tylu mędrców w których nie zaszła zmiana i tylu głupców ogarniętych wiarą w krzyża zbawienie pomimo tego że człowiek wcale nie brzmi dumnie to w tym spojrzeniu znad miski nie ma współczucia chwila wahania ujęta w geście umytych dłoni będzie przez kolejne wieki wciąż nam wyrzucać ten grzech zaniedbania [1] 12.03.07
podnieść zarzucić na ramiona być plewą tej ziemi pójść przed siebie w podniosłość chwili po której nigdy nie będzie tak samo
ziarno rzucone tęsknotą nieba zroszone krwistym potem palcem wiary wydłubie miłość w starym drzewie przydrożnej kapliczki
unieść siebie na wysokość pragnień tak aby słowo zmieniało marzenia a to co się ciągle zaczyna od nowa mogło w nas przetrwać kolejne ukrzyżowanie [1] 12.03.07
nie było w chwili upadku rozczarowania nie było żalu ani nawet tęsknoty tylko samotność przygniecionego drzewa które nie mogło pojąć dlaczego [1] 13.03.07
gdzieś na uboczu w cieniu historii w niej się dopełnia prawda największa której się uczy do której dorasta z każda boleścią z każdym upadkiem słowo jest wieczne choć czasem samotne [1] 15.03.07
można spotkać człowieka na wszystkich zakrętach historii a tylko jeden przymuszony będzie współdźwigać ciężar pohańbienia i choć nie był pobożnym żydem wszedł na karty świętej księgi który Bogu służył choć jeszcze nie wierzył [1] 16.03.07
miałam sen od wielu lat przychodził o poranku zawsze tak samo i kończył się podobnie trzymałam białą chustę w czerwone plamy i nie mogłam na nią patrzeć zbudzona trzepotem anielskich skrzydeł postanowiłam czekać aż sen się wypełni trzydzieści lat trzymam pod ręką kawał białej chusty słyszałam że dzisiaj ulicami naszego miasta będzie prowadzony pewien człowiek pójdę zobaczyć [1] 19.03.07